czwartek, 5 marca 2015

Chapter Seven

"I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done 
I think I love you better now."
- "Lego House" Ed Sheeran 

  To był już jej kolejny tydzień w Caerphilly i czuła się tutaj dobrze. Miała przy sobie siostrę i Maxa, którzy byli po jej stronie. Wieści o tym, że Jenna nie jest już z Aaronem doszły także do jego rodziców oraz Josha. Sam musiał się im wygadać, po tym jak Josh w żartach śmiał się do niego, dlaczego puścił tutaj Jen samą. Ani chłopak, ani jego rodzice nie mieli nic do Jenny, bo Aaron sam przyznał się, że to jego wina, ale nie chciał dokładnie powiedzieć o co chodzi. No tak, wstyd się przyznawać do zdrady ukochanej kobiety...
  Młodsza Mills zeszła po schodach, trzymając się na brzuch, a na buzi miała skwaszoną minę. Weszła do kuchni, gdzie byli już Max oraz Lucy i podeszła do szafki z lekami.
   - Potrzebuję czegoś na żołądek - jęknęła i zaczęła grzebać w koszyczku z lekarstwami.
   - Powinny być tam krople, ale coś się stało? - Lucy zmarszczyła brew.
   - Nie wiem, ale rano miałam straszne nudności i źle się czuję - mruknęła, przeglądając kolejne pudełeczka. - Musiałam się czymś zatruć. I to pewnie był ten kebab, na którego namówiłeś mnie wczoraj wieczorem - Wskazała palcem na Maxa, a ten od razu zrobił oburzoną minę.
   - To najlepsza budka w mieście i nikt nigdy nie skarżył się na nich - powiedział.
   - Albo masz skutki tego ciągłego imprezowania. Odzwyczaiłaś się od tego w Londynie - powiedziała jej siostra.
   - Może i racja - przytaknęła, zabrała odpowiednią buteleczkę i usiadła przy stole, czytając przyłączoną ulotkę. - Wieczorem wychodzę z Lukiem - dodała.
   - Hohoho, widzę, że nasza dziewczynka już się pozbierała po Aaronie - zawył Maxi.
   - Nie będę płakać po nim całe życie - bąknęła. - Było miło, nawet bardzo, ale wyszło na to, że jednak nie jest dla mnie.
   - Bardzo lubię Luka, jest przystojny, kulturalny i na dodatek pochodzi ze świetnej rodziny - zaczęła Lucy. - Ale jesteś pewna, że to z Aaronem to definitywny koniec?
   - Lucy... Już postanowiłam - westchnęła. - To przeszłość, a poza tym, z Moseleyem się tylko przyjaźnię!
   - No dobrze, słońce - Lu skinęła głową. - Jesteś dorosła i sama wiesz co jest dla ciebie dobre - Posłała jej delikatny uśmiech. - Dołączysz się do śniadania? 
   - Dzięki, ale lepiej będzie jak się położę na chwilę - mruknęła, podniosła się i ruszyła z powrotem do swojego pokoju. 

  Siedział na swoim miejscu obok szafki i naciągał na nogi wysokie skarpety. Chłopaki ciągle wmawiali mu, że ma się wziąć w garść i grać dziś jak najlepiej potrafi. W ostatnim czasie chodził jak struty, ale obiecał Olivierowi i Theo, że da chwilę odsapnąć Jennie, by odpoczęła u siostry, więc nie dzwonił, a chciał to robić codziennie. Nadal miał nadzieję, że wróci do niego, uwierzy w to co chce jej wyznać i będzie już tylko dobrze. To samo nawet obiecał Maxowi, który dzwonił do niego w tajemnicy przed swoją ciotką. Przynajmniej wiedział, że jest bezpieczna i nie robi nic głupiego.
 A teraz? Co robiła teraz? Siedziała sama, z rodziną czy ze znajomymi? Czy nadal oglądała mecze Arsenalu z nim?
  - Chłopaki, zaraz wychodzimy! - Zawołał Arteta, co podziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Niektórzy już wstali i skierowali się do wyjścia, a on siedział jeszcze bez butów.
   - Aaron, ruchy chłopie - Usłyszał głos Girouda.
   - No już - mruknął i zaczął wkładać swoje korki. Zawiązał sznurówki, podniósł się ruszył do wyjścia razem z przyjacielem.
   - Od jutra zaczynamy urlop. Co planujesz? - zapytał Francuz.
   - Jak jak myślisz? - Aaron spojrzał na niego.
   - Jedziesz do domu, prawda?
   - Naciskaliście na mnie wszyscy, bym dał na razie spokój Jennie, ale ja tak nie umiem. Muszę się z nią spotkać - westchnął. - Dziś gram, a jutro wieczorem lecę do Caerphilly. 
   - Jak chcesz.. Wiesz, że wszyscy trzymamy za ciebie kciuki, bo byliście świetną parą z Jen.
   - Dzięki - mruknął Walijczyk i razem z przyjacielem stanęli w tunelu, prowadzącym prosto na boisko.

      Jego gol, który zaważył o zwycięstwie drużyny i otrzymaniu pucharu, fiesta i całe to zamieszanie jeszcze w nim buzowało. Cieszył się razem z resztą kolegów i kibiców, ale tak naprawdę odliczał czas do tego, by zobaczyć Jennę i z nią znów porozmawiać.
Na lotnisku w Caerphilly pojawił się późnym wieczorem. Przemierzał korytarz, ciągnąc za sobą swoją walizkę i wypatrywał swojego ojca lub brata. Był już prawie przy wyjściu, kiedy zobaczył wpadającego do środka Josha, który od razu zamknął Aarona w niedźwiedzim uścisku.
   - Prawie się spóźniłem, ale jestem - zaśmiał się. - Witaj w domu, braciszku!
   - Prawie - Piłkarz pokręcił głową z rozbawieniem.
   - Już nie narzekaj tylko chodź - Josh szedł pierwszy, a Aaron podążał jego śladami. W końcu dotarli do samochodu młodszego Ramseya, bagaż wpakowali do bagażnika i sami usiedli na przednich miejscach. Chłopak odpalił silnik, wyjechał z miejsca i sprawnie włączył się do ruchu. W radio leciała niezbyt głośna muzyka, Josh był skupiony na drodze, a Aaron wpatrywał się w szybę z boku.
   - W domu wszystko w porządku? - zapytał starszy i spojrzał na brata.
   - Jasne. Rodzice na ciebie czekają i chcą osobiście pogratulować wygranej - zaśmiał się i sam spojrzał na brata. - Ale na pewno o to chciałeś zapytać? Wiesz, że gdyby w domu było coś nie tak, wiedziałbyś o tym zaraz.
   - Niby racja... Dobrze wiesz, że chciałem jeszcze zapytać co z Jenną - mruknął.
   - Tak myślałem - westchnął Josh. - Z tego co widzę jest z nią bardzo dobrze, a nawet za dobrze... Wnuk Moseleya się przy niej kręci.
   - Tego weterynarza? Myślałem, że on ma rodzinę w Manchesterze - zmarszczył brwi.
   - Bo ma. To jego najstarszy wnuk i pracuje w klinice u niego - pokiwał głową. - Wiesz, tu się uśmiechnie, tu podwiezie, za chwile wpadnie na kawkę... Widać, że Jenna mu się bardzo podoba.
   - Myślisz, że chodzi z nim? - zapytał po chwili.
   - Nie mam pojęcia, ale pewnie to kwestia czasu..
   - Cholera - jęknął Aaron i przejechał dłonią po twarzy. - Muszę z nią porozmawiać, bo przecież to nie może ot tak się skończyć!
   - Było zaczynać z tamtą siksą? - bąknął Josh.
   - Przestań, przecież mówiłem ci jak było. Nie okłamałbym brata! - warknął lekko poirytowany.
   - Ale czy ona ci wierzy? To raczej jest bardziej ci potrzebne.
   - Właśnie dlatego chcę z nią porozmawiać - westchnął ciężko i znów wbił wzrok w szybę. Dobrze wiedział, że będzie trudno. Udowodniła mu to jeszcze w Londynie, ale on też był uparty. Dał jej spokój, bo wszyscy go to prosili, ale teraz już nie mógł. Szczególnie jeżeli koło niej plącze się teraz jakiś chłoptaś.

  Otworzył oczy i spojrzał na elektroniczny zegarek, stojący na półce naprzeciw. Dochodziło południe. Pomyślał, że już chyba kiedy mógł się wyspać do tej godziny. Wstał, wziął szybki prysznic, ubrał się i zszedł na dół. Dom był pusty, jego rodzice byli w pracy, a Josh jak zwykle gdzieś poza domem, był wiatrem podszyty. Zjadł słodką bułkę i wyszedł na taras wraz z kubkiem z kawą. Rozejrzał się po ogrodzie i później automatycznie przeniósł wzrok na sąsiedni obszar. Ogród takiej samej wielkości jak jego rodziców. W kącie stał drewniany domek, w którym starsza Mills trzymała pocięte drewno, kosiarkę czy inne narzędzia. Ogród był zadbany, z krzewami i kwiatami, a na środku stał rozłożony basen, który na pewno wymyślił sobie Max.
 Już dzień wcześniej chciał tam zawitać i porozmawiać z Jenną, ale brat go powstrzymał. Miał rację, bo było naprawdę późno. Dziś musiał to już zrobić na sto procent!
 Nagle usłyszał głośne wołanie, pomieszane ze śmiechem. Damski głos, który tak dobrze znał, głos Jenny. Zrobił krok w przód, by mieć lepszy widok na taras sąsiadów i zobaczył dziewczynę, trzymaną przez wysokiego i dobrze zbudowanego szatyna. Uderzała pięściami w jego plecy i krzyczała, a on zatrzymał się, ale centralnie przed basenem.
   - Luke, odstaw mnie! - zawołała.
   - A przyznasz mi rację? - zaśmiał się.
   - Nie, nigdy w życiu, bo się mylisz!
   - No dobra... - wzruszył ramionami.
   - Luke, co ty... - zaczęła, ale jej głos został stłumiony poprzez plusk wody. Chłopak wrzucił ją do dużego basenu i śmiejąc się, patrzył jak Jenna się podnosi, a woda skapuje z każdego centymetra jej ciała i ubrań. - Luke! - zaryczała i chciała go ochlapać, ale ten odskoczył. W tym momencie na taras wyszedł również Max, który po cichu złapał za węża ogrodowego.
   - Moseley! - zawołał, a ten się odwrócił i w tym momencie silny strumień wody uderzył w młodego weterynarza.
   - Tak! - zapiszczała Jenna i zaczęła bić brawo. - Dobrze, Maxi!
   - Zdrajca! - zawołał głośno Luke, po czym wszyscy zaczęli się głośno śmiać. Z domu wyłoniła się Lucy z dwoma ręcznikami, przewieszonymi przez ramię. Podeszła do zmokłej dwójki i podała jeden Moseley'owi, pomogła siostrze przekroczyć wysoką ściankę basenu i wręczyła jej drugi.
Aaron obserwował jak jego była kobieta wyciera włosy, rzucając gniewne spojrzenie weterynarzowi, a ten szeroko się do niej uśmiecha. To naprawdę wyglądało tak, jakby Luke miał na nią ogromną ochotę!
I w tym momencie przypomniał sobie sytuację przedstawiającą ich pierwszy pocałunek.. Byli z przyjaciółmi na basenie w mieście i w pewnym momencie zaczęli się sprzeczać, Aaron zabrał ją na ręce i wspólnie wskoczyli do wody. Jenna na niego nakrzyczała, ale zmiękła, gdy ten ją pocałował.
Dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała w stronę tarasu sąsiadów. Nie myślała, że zobaczy tam Ramseya. Ich spojrzenia się skrzyżowały, spojrzenia pełne tęsknoty i żalu. Nie trwało to długo, może kilka sekund, bo Jenna się zmieszała i otulona ręcznikiem, skierowała się do domu.
Pozostali popatrzyli w stronę stojącego piłkarza, ale tylko Lucy podeszła do ogrodzenia. Aaron odstawił kubek na okrągły stolik i również podszedł.
   - Cześć - powiedziała cicho.
   - Cześć, Lucy - oparł ręce o drewniane szczeble. - Co słychać?
   - W porządku. Fajnie, że przyjechałeś - odparła, a chłopak spojrzał na nią pytająco. - To znaczy... Powinniście jeszcze ze sobą porozmawiać, bo z tego co wiem, jeszcze do końca nie jesteście rozmówieni - westchnęła.
   - Dlatego tutaj jestem - Pokiwał głową. - Lucy, ten Luke... - zaczął niepewnie.
   - To dobry chłopak i to widać, że moja siostra mu się podoba, ale.. Chyba wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że to ty jesteś jej facetem - Uśmiechnęła się lekko. - Porozmawiam z nią i przekonam, byście pogadali, bo według niej to wszystko jest zakończone, ale ja znam moją małą Jennę.
   - Dzięki - Uśmiechnął się lekko. - To dla mnie dużo znaczy, bo nie nie mogę sobie jej odpuścić. Zależy mi.
   - Wiem Aaron, wiem - Poklepała go po ramieniu. - Kochacie się i nic tego nie zmieni.
   - Boję się - mruknął.
   - Nie masz czego. Wierzę w was! - Znów posłała mu uśmiech i ścisnęła jego ramię. - Do zobaczenia - dodała i oddaliła się w stronę domu. Max i Luke również zniknęli, zapewne zaraz za Jenną. Naprawdę się bał. Bał się ponownego odrzucenia, że Jen mu znów nie uwierzy. Wtedy obumrze spora cząstka jego samego, którą przy życiu ostatnio trzymała tylko nadzieja.

  Szedł chodnikiem, trzymając ręce w kieszeni bluzy. Musiał się przejść, a wieczorna pora była do tego najlepsza. Musiał pomyśleć, po raz kolejny.. Rodzinna okolica i to powietrze wpływało na niego relaksacyjnie. A może to bliska obecność Jenny tak na niego wpływała?
 Był już pod swoim domem i zobaczył właśnie ją. Stała przed swoją furtką i rozmawiała ze swoją koleżanką, która stała obok razem z rowerem. Musiały się już żegnać, bo niska blondynka wskoczyła na siedzenie i odjechała. Walijka miała złapać za gałkę od furtki, ale zobaczyła przed sobą piłkarza.
   - Hej, możemy porozmawiać? - zapytał cicho.
   - Naprawdę nie mam na to ochoty - Spuściła wzrok.
   - Proszę... Te wszystkie lata, które razem spędziliśmy już nic dla ciebie nie znaczą?
   - Aaron, bardzo proszę byś odpuścił. Wracaj do swojej Sylvie! - syknęła przez zęby.
   - Dobrze wiesz, że bym cię nie okłamał kolejny raz!
   - Nie wiem, Aaron! - krzyknęła i przymknęła powieki, czując zbierające się pod nimi łzy.
   - Kocham cię, Jenna - Złapał delikatnie jej podbródek i uniósł głowę. Łamało mu się serce, gdy widział jak płacze. Chciał ją mocno przytulić i scałować łzy z policzków. Tak bardzo jej potrzebował..
   - Proszę, zostaw mnie - Załkała i odwróciła się, łapiąc klamkę w dłoń. Zatrzymała się i wzięła głęboki oddech, a po chwili złapała za głowę.
   - Jen, wszystko w porządku? - Szepnął i chciał dotknąć jej ramienia, ale nie wiedział jak zareaguje. Dziewczyna zachwiała się i gdyby nie szybka reakcja piłkarza, opadłaby bez siły na chodnik. - Cholera jasna, Jenna!

9 komentarzy:

  1. ONA JEST W CIĄŻY!
    WIOLA KOCHANIE KOCHAM CIĘ ♥
    hihihihihi ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ktoś tu się nie pilnował w nocy :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Albo w ciąży, albo śmiertelnie chora haha :D Nie no szybko chce kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jenna w ciąży? Taka pierwsza myśl mi się nasunęła. No.

    OdpowiedzUsuń
  5. Więc wszystkie pomyślałyśmy o ciąży ;) Trzymam kciuki żeby się zeszli.
    PS. Walia samodzielnie na IO. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Stawiam na ciąże !
    Aaron walcz o nią!
    Jenna i Luke... No, no! Nie zgadzam się!
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak sobie przeczytałam komentarze i... Czemu ja się śmieję?! :) Oczywiście sama pomyślałam o małym Ramsey'u, który siłą rzeczy bardzo by mnie ucieszył. Ale też wiem, że to zbyt przewidywalne jak na Ciebie i z niewiadomych powodów najbardziej realną opcją jest jej śmierć. A jak ją zabijesz, to zabijesz też Aarona. A Aaron ma żyć, jasne?! Więc ona też ma żyć! No i wersja z małym Ramsey'em ponownie wkracza do akcji.
    Bardzo mi się to podoba. Uzależniłam się od tego opowiadania i z każdym kolejnym skaczę z radości, a po przeczytaniu myślę sobie, ile razy wrócę do niego, kiedy już się skończy. To przerażające, powinnaś je pisać i pisać i zdecydowanie nie kończyć! Za dobre jest! Nawet lepsze od tego o Marcu, a wiesz, jak ciężko mi to napisać kochana ;*
    Nie pozostanie mi nic innego jak dodać, że oni mają się zejść. Koniec kropka! A ten Luke niech się w basenie utopi, jak taki mądry. Znalazł się, kolejny ciołek do potęgi ętej...
    Czekam z niecierpliwością na następny. I obyś kiedyś napisała jeszcze coś o Aaronie <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby Jenna była w ciąży? Jeśli tak, mam nadzieję, że ani jej, ani dziecku nic się nie stanie.
    Czekam na następny!

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebisty rozdział !! Ahh super piszesz xD Coś mi się wydaje Jen będzie w ciąży xD ale będzie się działoooo aż nie moge się doczekać !! Pisz szybko kolejny , czekam !!
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń