"I am laughing but you don't
I am sorry but you won't
All this things i did before
All this things i did before
All is turning into red, take my hand and i'll be there
Any time or any where"
Any time or any where"
- "The things i did before" Francis White
Od jej urodzin minęło kilka dni,
wszystko wróciło do normy - czyli, to ona pierwsza się budziła. Tak samo było i
dziś. Otworzyła powieki i pierwsze co zobaczyła, to śpiący Aaron. Jak zwykle,
otwarta buzia i zmierzwione włosy, lekki zarost. Uśmiechnęła się sama do siebie
i podniosła do góry. Delikatnie pocałowała policzek piłkarza i wstała. Najpierw
udała się do łazienki, wzięła szybki prysznic i wróciła do sypialni, by
odnaleźć dla siebie jakieś ubrania. Rozbawił ją widok chłopaka, kurczowo
przytulającego się do jej poduszki. Wzięła jeansy i bluzkę, wyszykowała się, a
ten nadal spał. Czasami go podziwiała za taki mocny sen. Wyszła do kuchni i
nastawiła wodę na kawę, zrobiła sobie kanapki i usiadła przy stole. Wtedy
dopiero do kuchni przydreptał Aaron, ziewając i drapiąc się po torsie.
- Cześć, śpioszku - uśmiechnęła się, a on do
niej podszedł i ucałował na dzień dobry.
- Cześć, wybierasz się gdzieś? - zapytał,
opierając się o szafkę kuchenną.
- Tak, mówiłam ci wczoraj, że obiecałam iść na zakupy
z Mają. Ma to wesele za dwa tygodnie. Muszę zdążyć wrócić, przebrać się i
później jechać na lotnisko.
- Już myślałem, że w końcu będziesz sobie
chciała poleniuchować w niedzielny poranek - zaśmiał się. - To weź samochód, a
ja zadzwonię do Theo albo Oliviera żeby mnie któryś zabrał po drodze - zarzucił
pomysł.
- To jest myśl - kiwnęła głową. - Ja już
uciekam, zobaczymy się na meczu - wstała i odstawiła pusty kubek po kawie do
zlewu. Pocałowała go w policzek i wyszła z kuchni. - Pa! - krzyknęła, zabrała
swoją torbę, kluczyki do samochodu chłopaka i wyszła z mieszkania. Dziś Arsenal
grał ligowy mecz na wyjeździe z Hull. Piłkarze mieli lecieć jednym samolotem, a
drugi wynajęty dla specjalnej grupy zagorzałych kibiców, miał startować dopiero
popołudniu. Jenna, Majka i Tony właśnie się do nich zaliczali.
Dziewczyna wsiadła do samochodu i udała się w
umówione miejsce, do centrum handlowego, który mieścił się w połowie drogi z
mieszkania Jenny, do mieszkania jej przyjaciół. Majka miała mieć za dwa tygodnie
wesele kuzynki. Miała jechać na kilka dni do Polski. Martwiła się strojem, ale
i tym, że jedzie sama, bez osoby towarzyszącej. Martwi się tym, że rodzina
będzie gadać... Jenna i Tony wybijali jej to z głowy, ale ta dalej swoje. Nawet
już Tony był gotowy do tego, by pojechać z przyjaciółką, ale Maja powiedziała,
że się zastanowi, bo jej rodzice wiedzą, że ma takiego przyjaciela, ale już
reszta rodziny nie.
Rano załatwili to co mieli załatwić, czyli
sukienkę dla Polki, a nawet dwie... Dziewczyna nie mogła się zdecydować i
kupiła dwie. Pierwsza była zielona, na ramiączkach, do kolan, a druga beżowa z
gorsetem i dłuższym dołem. Stwierdziła, że zabierze ze sobą obie, bo to nic nie
wiadomo na polskich weselach.
- Na polskich weselach jest tak strasznie? -
zaśmiał się Tony.
- Nie jest strasznie, a różnie - pokiwała
palcem. - Jak pojedziesz ze mną to się przekonasz - poklepała go po ramieniu. -
A ty zobaczysz jak się Wojtuś z Mariną będą hajtać - spojrzała na Walijkę, gdy
wychodzili już z samolotu. Byli już w Kingston upon Hull, a do meczu mieli trzy
godziny.
- Jeżeli w ogóle będą - zaśmiała się szatynka.
- Wojtek jest wiatrem podszyty - pokiwała głową. - Nie wiem jak wy, ale ja mam
ochotę coś zjeść! - powiedziała, a co tamta dwójka przystanęła. Zamówili
taksówkę i pojechali w okolice stadionu, by znaleźć jakieś miejsce, gdzie
mogliby dobrze zjeść.
Siedzieli na swoich miejscach w vipowskiej loży
dla kibiców gości na KC Stadium i czekali na rozpoczęcie meczu. Cała trójka
miała na sobie koszulki Kanonierów. Jenna - Ramsey 16, Maja - Szczęsny 1,
ponieważ uważała się za patriotkę, a Tony - S. Cazorla 19. No i w sumie każdy
miał na sobie koszulkę z nazwiskiem swojego rodaka.
Gdy tylko obie drużyny wyszły na murawę i ustawiły
się w rzędzie, Aaron spojrzał w kierunku trybun, gdzie siedziała jego
dziewczyna. Gdy tylko odnalazł ją wzrokiem, uśmiechnął się do niej, a ona
zrobiła to samo.
Piłkarze uścisnęli sobie dłonie i każdy ruszył na
swoją pozycję. Kapitanowie wylosowali połowy i po chwili można było już grać.
Kanonierzy już od samego początku mieli chrapkę na gola, ale się nie udało. Z
podania Ramseya wyszedł tylko spalony, na którym znajdował się Giroud. Później
pojawiły się dwie żółte kartki pod rząd, jedna dla zawodnika z Londynu, druga
dla gospodarza.
Początek akcji, po którym padł pierwszy gol, wydawał
się niegroźny. Sagna wyrzucił piłkę z autu do Ramseya, ten z powrotem do
Francuza, chwilę Mesut, Giroud, który od razu podał do Aarona, ten do Ozila,
Santi i do Walijczyka, który wybiegał na czystą pozycję. Strzał i gol! Trybuny,
które zajmowały kibice Arsenalu, poderwały się głośno wiwatując. Aaron tylko
jeszcze spojrzał w kierunku bramki i sam zaczął się cieszyć, pobiegł kawałek,
uderzając palcem w serce, co było znakiem, że bramkę dedykuje swojej dziewczynie,
po czym wpadł w objęcia kumpli.
- To mój facet! - krzyknęła podekscytowana
studentka, drobiąc nogami w miejscu. Chwilę później wszyscy ochłonęli i usiedli
na swoich miejscach. Niedługo, bo czternaście minut później padła druga bramka
za strony gości. Tym razem trafił Podolski, a asystował mu nie kto inny jak
Aaron Ramsey. Na początku drugiej połowy padł trzeci i ostatni gol w tym
spotkaniu, a jego zdobywcą znów był Lucas. Maja zaczęła go chwalić, bo to
przecież Polak, po czym zaczęła się sprzeczać z Tonym, który był święcie
przekonany, że jest Niemcem, bo gra dla ich reprezentacji. Jenna tylko się z
nich śmiała i choć znała dobrze Lucasa i wiedziała jak to z nim jest, bo
przyjaźnił się z jej chłopakiem, to nie chciała wchodzić przyjaciołom w paradę.
Mogła się z tego pośmiać.
Ze stadionu wychodziła bardzo dumna, bo nie dosyć, że
Aaron zdobył dla niej bramkę, to jeszcze asystę i został zawodnikiem meczu. Nie
mogła się już doczekać powrotu do domu i spotkania ze swoim facetem, by mu
pogratulować. Grzecznie, razem z przyjaciółmi i resztą kibiców, udała się na
pobliskie lotnisko, gdzie czekał na nich ten sam samolot, którym przylecieli.
Weszła do klatki i od razu zabrała się za sprawdzanie
skrzynki na listy, ale okazała się być pusta, więc ruszyła schodami na górę.
Udało się jej znaleźć pęczek kluczy w torebce, ale okazało się, że drzwi były
otwarte. Czyli Aaron już wrócił z treningu. Weszła do środka i od razu
natchnęła się na chłopaka, który wychodził z sypialni z przewieszonym
ręcznikiem na ramieniu.
- O, hej. Co tak wcześnie? - uśmiechnął się do
niej, złapał w pasie i przyciągnął do siebie.
- Odwołali nam jedne zajęcia. Wykładowca się
rozchorował, czy coś - wzruszyła ramionami. - Wodę wam odcięli w szatni? -
zaśmiała się, wskazując na ręcznik.
- Tak jakby, jakaś drobna awaria. Już kończyli,
ale nie chciało mi się czekać. Jak chcesz, możesz mi umyć plecy - wyszczerzył
się.
- Z chęcią - zamruczała. - Ale nie dziś, bo mam
iść z Majką na świetlice, a jeżeli dołączę do ciebie, nie wyrobię się -
poklepała go po ramieniu i cmoknęła w policzek. - Musisz poradzić sobie sam -
zaśmiała się i ruszyła do salonu.
- Okej, zapamiętam to sobie - wskazał na nią
palcem ze śmiechem, a ona jeszcze zdążyła pokazać mu język i zniknęła, rzucając
się na kanapę. Wzięła do ręki tablet, który leżał na niskim stoliku i otworzyła
swoją pocztę. Miała mieć tam zdjęcia i od matki i od ojca. Oboje mieli po
pięćdziesiąt sześć lat, ale to był dla nich nadal cudowny wiek. Co prawda, nie
byli ze sobą już parę ładnych lat, ale chyba dzięki temu znaleźli się w swoich
żywiołach. Pani Adams, ponieważ wróciła do swojego dawnego nazwiska, przesłała
zdjęcia swojej córce, chwaląc się swoim nowym facetem, czterdziestoletnim
Włochem, który miał swój własny hotel na Cyprze, a pan Mills zdjęcia z
najnowszych odkryć archeologicznych w Peru. Oboje to naprawdę pozytywni i
porządni ludzie, a przede wszystkim zaradni, co udowodnili, radząc sobie z
wychowaniem ich pierwszej córki - Lucy, która przyszła na świat, gdy ci mieli
dopiero po osiemnaście lat. Postanowili się rozejść gdy ich obie córki były już
dorosłe, no może prawie, bo Jenna miała siedemnaście lat.
Przeglądała zdjęcia z obu wiadomości, przegryzając
orzeszki, które były na niewielkiej miseczce na stoliku, kiedy usłyszała
wibrację telefonu. Nie odrywając wzroku od małego ekranu, sięgnęła ręką do
stolika, na którym leżały dwa telefony. Jej i Aarona, oba przeważnie były
wyciszone, a i tak traktowali się jak stare, dobre małżeństwo i odbierali swoje
telefony. Przeciągnęła palcem po ekranie by odebrać połączenie i przyłożyła
telefon do ucha.
- Słucham? - powiedziała, przełykając resztkę
orzeszków, przez co jej głos zabrzmiał na lekko zmodulowany.
- Aaron, kochany i jak nasze sprawy? To kiedy
się widzimy? - usłyszała wysoki, damski głos. W pierwszym momencie pomyślała,
że to pomyłka, ale przecież ten ktoś wypowiedział imię jej faceta, a po
chwili... Kojarzyła ten głos...
- Sylvie? - szepnęła, zamierając. Odpowiedziała
jej głucha cisza i po chwili sygnał, mówiący, że druga osoba się rozłączyła.
Teraz już miała pewność, kto był po drugiej stronie... Czarnowłosa, wysoka z
ostrym makijażem, studentka z filologii - Sylvie Wood, była kochanka Ramseya.
Tak, nie był zawsze taki święty... Półtora roku wcześniej ich związek miał swój
upadek, ale na szczęście zażegnany, bo inaczej teraz ta historia nie toczyłaby
się dalej. Było to spowodowane lekkim kryzysem. Jenna z Aaronem mieli taki
czas, że ciągle się kłócili, nawet o to, że jedno przez przypadek wsypało
drugiemu za dużo cukru do herbaty. Piłkarzowi lekko odbiło i tak jak się
zarzekał, spotkał się z tą dziewczyną dwa razy.
Jenny odłożyła tablet z powrotem na stolik i
podniosła się do pozycji siedzącej. Poczuła się dziwnie. Jakby miała przez to
wszystko przechodzić drugi raz. Zamknęła oczy, nabrała powietrza i przejechała
dłonią po twarzy. Usłyszała jak woda przestaje się lać. To nic, to pewnie
nic takiego. Nic się nie dzieje... Spokojnie, Jenna - mówiła sobie w
duchu. Pomocnik wyszedł z łazienki w spodniach dresowych, wycierając ręcznikiem
włosy. Wszedł do salonu i spojrzał na swoją dziewczynę. Od razu zmarszczył
brew.
- Stało się coś? - zapytał i usiadł obok
niej.
- Aaron, bądź ze mną szczery, dobrze? -
powiedziała najspokojniej jak tylko mogła w tym momencie.
- Kochanie, ale o co chodzi? Wiesz, że zawsze
jestem.
- Doprawdy? - jej ton już odrobinkę się
zmieniał na nerwowy. - A może pamiętasz pannę Wood? Tę której wskoczyłeś do
łóżka? Właśnie do ciebie dzwoniła i moim zdaniem, wcale nie wybrała twojego
numeru przez przypadek - mówiła na jednym tchu. Była zła, widać to było po jej
oczach i minie.
- Jenny, to nie tak jak myślisz - zaczął.
- Spotkałeś się z nią? - przerwała mu.
- Zadzwoniła do mnie, bo...
- Pytam czy się z nią spotkałeś - znów weszła
mu w słowa.
- Tak, ale do niczego nie doszło. Tylko
rozmawialiśmy - mówił spokojnie. Chciał dotknąć jej dłoni, ale ta ją
zabrała.
- Aaron, mieliśmy umowę - jęknęła i się
podniosła. - Wybaczam ci i wracam do ciebie tylko pod warunkiem, że zrywasz z
nią wszelkie kontakty! - krzyknęła, a pod powiekami czuła napływające łzy.
Przypomniała sobie ten czas, półtora roku temu, gdy nocowała u Majki i
Tony'ego, bo dowiedziała się o zdradzie Aarona, gdy to wylewała przez niego
hektolitry łez. Byli pokłóceni wtedy, ale wciąż kochała go nad życie. Ramsey
zrozumiał swój błąd, to że kocha tylko Jennę i chce z nią być, kiedyś stworzyć
rodzinę i mieć dzieci. Nie dawał za wygraną i trochę się namęczył, by znów mieć
Mills przy sobie. Obiecał, że zerwie z nią wszelkie kontakty. Jenna mu wtedy
wybaczyła i wróciła do mieszkania. Dostał drugą szansę.
- A możesz mnie posłuchać?! - teraz to on się
uniósł i wstał, by być na równi z nią. - Zadzwoniła do mnie kilka dni temu, że
ma do mnie ważną sprawę. Zbywałem ją, ale nie dawała za wygraną. Dla świętego
spokoju się z nią spotkałem. Chciała bym załatwił koszulkę z autografami
chłopaków dla jej kuzyna na urodziny. Nic więcej - mówił i po tym ruszył z
powrotem do korytarza. Walijka słyszała jak grzebie w swojej torbie treningowej.
Wrócił z czerwono-białą koszulką Kanonierów z podpisami, na dowód, że mówił
prawdę. - Nie powiedziałem ci o tym, bo wiedziałem, że będziesz zła - dodał
spokojnie i zrobił krok w jej stronę, ale ta się cofnęła. Nie wiedziała co ma o
tym wszystkim myśleć. Najpierw dzwoni do niego była kochanka, mówi do niego 'kochany', później
on opowiada historyjkę z kuzynem, urodzinami i koszulką. Sylvie, Sylvie,
Sylvie... Myślała, że ma to za sobą raz na zawsze, a jednak nie... I na dodatek
Aaron zataił przed nią sprawę związaną z tą wywłoką. - Jenny, powiedz coś -
szepnął, a ona ciężko wypuściła powietrze z płuc.
- Nie wiem czy wrócę na noc - mruknęła i
zabrała swój telefon. Wsadziła go do kieszeni spodni i ruszyła do korytarza.
Piłkarz myślał, że się przesłyszał i stał tak przez kilka sekund. Zerwał się i
pognał za ukochaną, która ubierała buty. Zabrała torebkę i już miała wychodzić,
ale on złapał ją za ramię. - Dla twojej wiadomości, tak idę do Majki i Antonio.
Nie chcę żebyś tam przychodził - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy,
uwolniła rękę i wyszła z mieszkania. Pomocnik został w mieszkaniu, również
bijąc się z uczuciami. Nie wiedział czy w tym momencie był zły, czy bał się czy
żałował. Albo wszystko na raz... Zamknął drzwi na klamkę i przejechał palcami po
włosach. Nagle kopnął z całej siły w drzwi i wrócił w głąb mieszkania, zostając
sam ze sobą.
___
Ktoś coś wspominał o psuciu się? ;p