sobota, 24 stycznia 2015

Chapter Two

"I am laughing but you don't 
I am sorry but you won't 
All this things i did before 
All is turning into red, take my hand and i'll be there 
Any time or any where"
- "The things i did before" Francis White

     Od jej urodzin minęło kilka dni, wszystko wróciło do normy - czyli, to ona pierwsza się budziła. Tak samo było i dziś. Otworzyła powieki i pierwsze co zobaczyła, to śpiący Aaron. Jak zwykle, otwarta buzia i zmierzwione włosy, lekki zarost. Uśmiechnęła się sama do siebie i podniosła do góry. Delikatnie pocałowała policzek piłkarza i wstała. Najpierw udała się do łazienki, wzięła szybki prysznic i wróciła do sypialni, by odnaleźć dla siebie jakieś ubrania. Rozbawił ją widok chłopaka, kurczowo przytulającego się do jej poduszki. Wzięła jeansy i bluzkę, wyszykowała się, a ten nadal spał. Czasami go podziwiała za taki mocny sen. Wyszła do kuchni i nastawiła wodę na kawę, zrobiła sobie kanapki i usiadła przy stole. Wtedy dopiero do kuchni przydreptał Aaron, ziewając i drapiąc się po torsie.
   - Cześć, śpioszku - uśmiechnęła się, a on do niej podszedł i ucałował na dzień dobry.
   - Cześć, wybierasz się gdzieś? - zapytał, opierając się o szafkę kuchenną.
   - Tak, mówiłam ci wczoraj, że obiecałam iść na zakupy z Mają. Ma to wesele za dwa tygodnie. Muszę zdążyć wrócić, przebrać się i później jechać na lotnisko.
   - Już myślałem, że w końcu będziesz sobie chciała poleniuchować w niedzielny poranek - zaśmiał się. - To weź samochód, a ja zadzwonię do Theo albo Oliviera żeby mnie któryś zabrał po drodze - zarzucił pomysł.
   - To jest myśl - kiwnęła głową. - Ja już uciekam, zobaczymy się na meczu - wstała i odstawiła pusty kubek po kawie do zlewu. Pocałowała go w policzek i wyszła z kuchni. - Pa! - krzyknęła, zabrała swoją torbę, kluczyki do samochodu chłopaka i wyszła z mieszkania. Dziś Arsenal grał ligowy mecz na wyjeździe z Hull. Piłkarze mieli lecieć jednym samolotem, a drugi wynajęty dla specjalnej grupy zagorzałych kibiców, miał startować dopiero popołudniu. Jenna, Majka i Tony właśnie się do nich zaliczali.
  Dziewczyna wsiadła do samochodu i udała się w umówione miejsce, do centrum handlowego, który mieścił się w połowie drogi z mieszkania Jenny, do mieszkania jej przyjaciół. Majka miała mieć za dwa tygodnie wesele kuzynki. Miała jechać na kilka dni do Polski. Martwiła się strojem, ale i tym, że jedzie sama, bez osoby towarzyszącej. Martwi się tym, że rodzina będzie gadać... Jenna i Tony wybijali jej to z głowy, ale ta dalej swoje. Nawet już Tony był gotowy do tego, by pojechać z przyjaciółką, ale Maja powiedziała, że się zastanowi, bo jej rodzice wiedzą, że ma takiego przyjaciela, ale już reszta rodziny nie.

    Rano załatwili to co mieli załatwić, czyli sukienkę dla Polki, a nawet dwie... Dziewczyna nie mogła się zdecydować i kupiła dwie. Pierwsza była zielona, na ramiączkach, do kolan, a druga beżowa z gorsetem i dłuższym dołem. Stwierdziła, że zabierze ze sobą obie, bo to nic nie wiadomo na polskich weselach.
   - Na polskich weselach jest tak strasznie? - zaśmiał się Tony.
   - Nie jest strasznie, a różnie - pokiwała palcem. - Jak pojedziesz ze mną to się przekonasz - poklepała go po ramieniu. - A ty zobaczysz jak się Wojtuś z Mariną będą hajtać - spojrzała na Walijkę, gdy wychodzili już z samolotu. Byli już w Kingston upon Hull, a do meczu mieli trzy godziny.
   - Jeżeli w ogóle będą - zaśmiała się szatynka. - Wojtek jest wiatrem podszyty - pokiwała głową. - Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę coś zjeść! - powiedziała, a co tamta dwójka przystanęła. Zamówili taksówkę i pojechali w okolice stadionu, by znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogliby dobrze zjeść.
   Siedzieli na swoich miejscach w vipowskiej loży dla kibiców gości na KC Stadium i czekali na rozpoczęcie meczu. Cała trójka miała na sobie koszulki Kanonierów. Jenna - Ramsey 16, Maja - Szczęsny 1, ponieważ uważała się za patriotkę, a Tony - S. Cazorla 19. No i w sumie każdy miał na sobie koszulkę z nazwiskiem swojego rodaka.
  Gdy tylko obie drużyny wyszły na murawę i ustawiły się w rzędzie, Aaron spojrzał w kierunku trybun, gdzie siedziała jego dziewczyna. Gdy tylko odnalazł ją wzrokiem, uśmiechnął się do niej, a ona zrobiła to samo.
 Piłkarze uścisnęli sobie dłonie i każdy ruszył na swoją pozycję. Kapitanowie wylosowali połowy i po chwili można było już grać. Kanonierzy już od samego początku mieli chrapkę na gola, ale się nie udało. Z podania Ramseya wyszedł tylko spalony, na którym znajdował się Giroud. Później pojawiły się dwie żółte kartki pod rząd, jedna dla zawodnika z Londynu, druga dla gospodarza.
  Początek akcji, po którym padł pierwszy gol, wydawał się niegroźny. Sagna wyrzucił piłkę z autu do Ramseya, ten z powrotem do Francuza, chwilę Mesut, Giroud, który od razu podał do Aarona, ten do Ozila, Santi i do Walijczyka, który wybiegał na czystą pozycję. Strzał i gol! Trybuny, które zajmowały kibice Arsenalu, poderwały się głośno wiwatując. Aaron tylko jeszcze spojrzał w kierunku bramki i sam zaczął się cieszyć, pobiegł kawałek, uderzając palcem w serce, co było znakiem, że bramkę dedykuje swojej dziewczynie, po czym wpadł w objęcia kumpli.
    - To mój facet! - krzyknęła podekscytowana studentka, drobiąc nogami w miejscu. Chwilę później wszyscy ochłonęli i usiedli na swoich miejscach. Niedługo, bo czternaście minut później padła druga bramka za strony gości. Tym razem trafił Podolski, a asystował mu nie kto inny jak Aaron Ramsey. Na początku drugiej połowy padł trzeci i ostatni gol w tym spotkaniu, a jego zdobywcą znów był Lucas. Maja zaczęła go chwalić, bo to przecież Polak, po czym zaczęła się sprzeczać z Tonym, który był święcie przekonany, że jest Niemcem, bo gra dla ich reprezentacji. Jenna tylko się z nich śmiała i choć znała dobrze Lucasa i wiedziała jak to z nim jest, bo przyjaźnił się z jej chłopakiem, to nie chciała wchodzić przyjaciołom w paradę. Mogła się z tego pośmiać.
  Ze stadionu wychodziła bardzo dumna, bo nie dosyć, że Aaron zdobył dla niej bramkę, to jeszcze asystę i został zawodnikiem meczu. Nie mogła się już doczekać powrotu do domu i spotkania ze swoim facetem, by mu pogratulować. Grzecznie, razem z przyjaciółmi i resztą kibiców, udała się na pobliskie lotnisko, gdzie czekał na nich ten sam samolot, którym przylecieli.

  Weszła do klatki i od razu zabrała się za sprawdzanie skrzynki na listy, ale okazała się być pusta, więc ruszyła schodami na górę. Udało się jej znaleźć pęczek kluczy w torebce, ale okazało się, że drzwi były otwarte. Czyli Aaron już wrócił z treningu. Weszła do środka i od razu natchnęła się na chłopaka, który wychodził z sypialni z przewieszonym ręcznikiem na ramieniu. 
   - O, hej. Co tak wcześnie? - uśmiechnął się do niej, złapał w pasie i przyciągnął do siebie. 
   - Odwołali nam jedne zajęcia. Wykładowca się rozchorował, czy coś - wzruszyła ramionami. - Wodę wam odcięli w szatni? - zaśmiała się, wskazując na ręcznik. 
   - Tak jakby, jakaś drobna awaria. Już kończyli, ale nie chciało mi się czekać. Jak chcesz, możesz mi umyć plecy - wyszczerzył się. 
   - Z chęcią - zamruczała. - Ale nie dziś, bo mam iść z Majką na świetlice, a jeżeli dołączę do ciebie, nie wyrobię się - poklepała go po ramieniu i cmoknęła w policzek. - Musisz poradzić sobie sam - zaśmiała się i ruszyła do salonu. 
   - Okej, zapamiętam to sobie - wskazał na nią palcem ze śmiechem, a ona jeszcze zdążyła pokazać mu język i zniknęła, rzucając się na kanapę. Wzięła do ręki tablet, który leżał na niskim stoliku i otworzyła swoją pocztę. Miała mieć tam zdjęcia i od matki i od ojca. Oboje mieli po pięćdziesiąt sześć lat, ale to był dla nich nadal cudowny wiek. Co prawda, nie byli ze sobą już parę ładnych lat, ale chyba dzięki temu znaleźli się w swoich żywiołach. Pani Adams, ponieważ wróciła do swojego dawnego nazwiska, przesłała zdjęcia swojej córce, chwaląc się swoim nowym facetem, czterdziestoletnim Włochem, który miał swój własny hotel na Cyprze, a pan Mills zdjęcia z najnowszych odkryć archeologicznych w Peru. Oboje to naprawdę pozytywni i porządni ludzie, a przede wszystkim zaradni, co udowodnili, radząc sobie z wychowaniem ich pierwszej córki - Lucy, która przyszła na świat, gdy ci mieli dopiero po osiemnaście lat. Postanowili się rozejść gdy ich obie córki były już dorosłe, no może prawie, bo Jenna miała siedemnaście lat. 
  Przeglądała zdjęcia z obu wiadomości, przegryzając orzeszki, które były na niewielkiej miseczce na stoliku, kiedy usłyszała wibrację telefonu. Nie odrywając wzroku od małego ekranu, sięgnęła ręką do stolika, na którym leżały dwa telefony. Jej i Aarona, oba przeważnie były wyciszone, a i tak traktowali się jak stare, dobre małżeństwo i odbierali swoje telefony. Przeciągnęła palcem po ekranie by odebrać połączenie i przyłożyła telefon do ucha. 
   - Słucham? - powiedziała, przełykając resztkę orzeszków, przez co jej głos zabrzmiał na lekko zmodulowany. 
   - Aaron, kochany i jak nasze sprawy? To kiedy się widzimy? - usłyszała wysoki, damski głos. W pierwszym momencie pomyślała, że to pomyłka, ale przecież ten ktoś wypowiedział imię jej faceta, a po chwili... Kojarzyła ten głos... 
   - Sylvie? - szepnęła, zamierając. Odpowiedziała jej głucha cisza i po chwili sygnał, mówiący, że druga osoba się rozłączyła. Teraz już miała pewność, kto był po drugiej stronie... Czarnowłosa, wysoka z ostrym makijażem, studentka z filologii - Sylvie Wood, była kochanka Ramseya. Tak, nie był zawsze taki święty... Półtora roku wcześniej ich związek miał swój upadek, ale na szczęście zażegnany, bo inaczej teraz ta historia nie toczyłaby się dalej. Było to spowodowane lekkim kryzysem. Jenna z Aaronem mieli taki czas, że ciągle się kłócili, nawet o to, że jedno przez przypadek wsypało drugiemu za dużo cukru do herbaty. Piłkarzowi lekko odbiło i tak jak się zarzekał, spotkał się z tą dziewczyną dwa razy. 
  Jenny odłożyła tablet z powrotem na stolik i podniosła się do pozycji siedzącej. Poczuła się dziwnie. Jakby miała przez to wszystko przechodzić drugi raz. Zamknęła oczy, nabrała powietrza i przejechała dłonią po twarzy. Usłyszała jak woda przestaje się lać. To nic, to pewnie nic takiego. Nic się nie dzieje... Spokojnie, Jenna - mówiła sobie w duchu. Pomocnik wyszedł z łazienki w spodniach dresowych, wycierając ręcznikiem włosy. Wszedł do salonu i spojrzał na swoją dziewczynę. Od razu zmarszczył brew. 
   - Stało się coś? - zapytał i usiadł obok niej. 
   - Aaron, bądź ze mną szczery, dobrze? - powiedziała najspokojniej jak tylko mogła w tym momencie. 
   - Kochanie, ale o co chodzi? Wiesz, że zawsze jestem. 
   - Doprawdy? - jej ton już odrobinkę się zmieniał na nerwowy. - A może pamiętasz pannę Wood? Tę której wskoczyłeś do łóżka? Właśnie do ciebie dzwoniła i moim zdaniem, wcale nie wybrała twojego numeru przez przypadek - mówiła na jednym tchu. Była zła, widać to było po jej oczach i minie. 
   - Jenny, to nie tak jak myślisz - zaczął. 
   - Spotkałeś się z nią? - przerwała mu. 
   - Zadzwoniła do mnie, bo...
   - Pytam czy się z nią spotkałeś - znów weszła mu w słowa. 
   - Tak, ale do niczego nie doszło. Tylko rozmawialiśmy - mówił spokojnie. Chciał dotknąć jej dłoni, ale ta ją zabrała. 
   - Aaron, mieliśmy umowę - jęknęła i się podniosła. - Wybaczam ci i wracam do ciebie tylko pod warunkiem, że zrywasz z nią wszelkie kontakty! - krzyknęła, a pod powiekami czuła napływające łzy. Przypomniała sobie ten czas, półtora roku temu, gdy nocowała u Majki i Tony'ego, bo dowiedziała się o zdradzie Aarona, gdy to wylewała przez niego hektolitry łez. Byli pokłóceni wtedy, ale wciąż kochała go nad życie. Ramsey zrozumiał swój błąd, to że kocha tylko Jennę i chce z nią być, kiedyś stworzyć rodzinę i mieć dzieci. Nie dawał za wygraną i trochę się namęczył, by znów mieć Mills przy sobie. Obiecał, że zerwie z nią wszelkie kontakty. Jenna mu wtedy wybaczyła i wróciła do mieszkania. Dostał drugą szansę. 
   - A możesz mnie posłuchać?! - teraz to on się uniósł i wstał, by być na równi z nią. - Zadzwoniła do mnie kilka dni temu, że ma do mnie ważną sprawę. Zbywałem ją, ale nie dawała za wygraną. Dla świętego spokoju się z nią spotkałem. Chciała bym załatwił koszulkę z autografami chłopaków dla jej kuzyna na urodziny. Nic więcej - mówił i po tym ruszył z powrotem do korytarza. Walijka słyszała jak grzebie w swojej torbie treningowej. Wrócił z czerwono-białą koszulką Kanonierów z podpisami, na dowód, że mówił prawdę. - Nie powiedziałem ci o tym, bo wiedziałem, że będziesz zła - dodał spokojnie i zrobił krok w jej stronę, ale ta się cofnęła. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Najpierw dzwoni do niego była kochanka, mówi do niego 'kochany', później on opowiada historyjkę z kuzynem, urodzinami i koszulką. Sylvie, Sylvie, Sylvie... Myślała, że ma to za sobą raz na zawsze, a jednak nie... I na dodatek Aaron zataił przed nią sprawę związaną z tą wywłoką. - Jenny, powiedz coś - szepnął, a ona ciężko wypuściła powietrze z płuc. 
   - Nie wiem czy wrócę na noc - mruknęła i zabrała swój telefon. Wsadziła go do kieszeni spodni i ruszyła do korytarza. Piłkarz myślał, że się przesłyszał i stał tak przez kilka sekund. Zerwał się i pognał za ukochaną, która ubierała buty. Zabrała torebkę i już miała wychodzić, ale on złapał ją za ramię. - Dla twojej wiadomości, tak idę do Majki i Antonio. Nie chcę żebyś tam przychodził - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy, uwolniła rękę i wyszła z mieszkania. Pomocnik został w mieszkaniu, również bijąc się z uczuciami. Nie wiedział czy w tym momencie był zły, czy bał się czy żałował. Albo wszystko na raz... Zamknął drzwi na klamkę i przejechał palcami po włosach. Nagle kopnął z całej siły w drzwi i wrócił w głąb mieszkania, zostając sam ze sobą.

___

Ktoś coś wspominał o psuciu się? ;p

10 komentarzy:

  1. cocococococococococococococo co CO?!
    Czyś ty rozumy postradała?! Miało nic się nie wydarzyć! Wiola, no kurde...
    Czekam na kolejny, gdzie mam nadzieję będzie wyjaśnienie tego wszystkiego! Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty wiesz, jak ja Cię kocham za tego Poldiego, prawda? Oj wiesz! I to jeszcze dublet! *-*
    Za Aarona już mniej. Czemu?! On musi tego żałować, walczyć! Są naprawdę niesamowitą parą, to nie może się tak skończyć. Że ich skłócisz to można się było domyślić, ale czemu w taki sposób? Chociaż w sumie lepszy ten niż inny. Albo i nie? Mam normalnie mętlik w głowie przez Ciebie!
    Ale rozdział wspaniały, cieszę się, że dodałaś go dzisiaj.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No i musiałaś ich skłócić?! No, nie! Jenna trzymaj się! ^*^
    Wzmianka o meczu i zawodnikach zawsze miło widziana! :*
    Czekam na więcej\1

    OdpowiedzUsuń
  4. What? No jak? Ej no :/ Wiola no.. miało być tak pięknie!
    Ja mam nadzieję, że oni sobie wszystko jeszcze raz wyjaśnią i będzie dobrze.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja lubię takie akcje : DDDD

    OdpowiedzUsuń
  6. No kurde. Tak pięknie było, a tu "ups" - ten felerny telefon. Co to za akcja w ogóle, no kurczę...
    XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że wszystko się między nimi wyjaśni :) Czekam na następny!

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja wspominałam i jestem zadowolona ze tak jest :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewnie nie trafiłabym tu sama, gdyby nie pewna osóbka... Ale wróćmy do bloga. ^^
    Nawet po tak krótkim prologu byłam świadoma tego, że szykuje się świetne opowiadanie. I wcale się nie myliłam. Nigdy nie przepadałam za Arsenalem. Kojarzyłam głównie ten zespół głównie z powodu Szczęsnego i nie miałam pasji do tego, żeby śledzić szczegółowo poczynania tego klubu. Wywróciłam oczami kiedy pojawił się tutaj temat byłej kochanki Aarona. Tak sobie myślałam, że po takim szczęśliwym początku musi być coś źle. :/ Mam nadzieję, że jakoś wytłumaczą sobie to wszystko na spokojnie i będzie git. ^^
    Łap moje GG: 50996680 i jakby co, pisz. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. I.. zwrot akcji ale się podziało a imię "Sylvi" już mnie wkurza no bo jak można takie imie wymyśleć gdzieś na świecie, no jak ??? Ale rozdział zajebisty mam nadzieje że się pogodzą i będzie zajebiście !! :D
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń