"I can't even face the daylight
'Cause I'm already missing you
Baby we'll say we'll be alright
But I'm already missing you"
- "Already missing you" Prince Royce ft. Selena Gomez
Poczuła ulgę wychodząc z budynku szpitala, w którym pracowała jako pielęgniarka. Po całonocnym dyżurze i jeszcze kawałku następnego, który zgodziła się pociągnąć za koleżankę, która miała się spóźnić, była naprawdę wykończona. Miała wielką ochotę po prostu się natychmiastowo teleportować do swojego domu, wziąć prysznic, wskoczyć w dresy i wygodne kapcie, położyć się przed telewizorem z kawą i odpocząć. Wsiadła do swojego samochodu, rzuciła torebkę i reklamówkę z ubraniami na tylne siedzenie. Odpaliła silnik i wyjechała na drogę. Jechała z włączonym radiem, słuchając kolejnych puszczanych piosenek.Podśpiewywała sobie pod nosem jedną piosenkę z jej młodzieńczych lat, kiedy była już prawie pod swoim ogrodzeniem. Kawałek skończył się wtedy, kiedy ta zatrzymała samochód i zauważyła drobną osóbkę z ogromną walizką, siedzącą na schodach przed wejściem. Zmarszczyła brwi, zabrała swoje rzeczy i wysiadła z samochodu, kierując się w stronę budynku.
- Jenna? Co ty tutaj robisz?! - zapytała głośno, a młodsza dziewczyna lekko się uśmiechnęła na widok siostry.
- Postanowiłam przyjechać na kilka dni... - powiedziała niepewnie. - Możemy porozmawiać? - westchnęła.
- Kochana, stało się coś? - Lucy otworzyła szeroko oczy, a jej siostra spuściła tylko wzrok. Starsza Mills pośpiesznie otworzyła drzwi i weszły do środka.
Siedziały we dwie na kanapie w salonie. Lucy mocno przytulała do siebie swoją młodszą siostrę, którą cała zapłakana wtulała się w jej ramię. Jenna opowiedziała jej całą historię z kolejną zdradą Ramseya.
W pewnym momencie usłyszały jak ktoś wchodzi do domu i potyka się o walizkę Jenny, którą zostawiły zaraz przy drzwiach.
- Mamo! - zawył Maxi. - Mówiłem, że jutro już posprzątam ten garaż! - dodał i pojawił się w progu dużego pokoju. Wysoki, przystojny, zawsze zadbany i dobrze ubrany brunet, taką opinią cieszył się młody Reeves. Jego matka zawsze powtarzała, że jest odbiciem swojego ojca, ale na szczęście tylko z wyglądu. Henry Reeves od małego był rozpieszczanym i zadufanym w sobie dzieciakiem. Podobał się dziewczynom, a on to wykorzystywał. W takiej sytuacji właśnie znalazła się młoda Lucy, która zaszła w ciąże po jednej przygodzie z tym facetem. Całkowicie skreśliła go ze swojej listy, gdy ten dowiadując się o ciąży, kazał ją jej usunąć. Spotkała go dopiero piętnaście lat później, gdy ten przypomniał sobie o swoim synu. Lucy nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale nie mogła zabronić mu spotykania się z Maxem. Henry od tego czasu przesyła synowi pewną sumkę na konto, jakby chciał zadośćuczynić za tamte wcześniejsze lata. Teraz jest wielkim biznesmenem po dwóch rozwodach, a Max jest jego jedynym dzieckiem. - O, Jenny! - uśmiechnął się, ale po chwili zmienił wyraz twarzy, widząc łzy na policzkach swojej ciotki. - Ostatni raz widziałem cię w takim stanie, gdy Aaron... - przerwał, bo napotkał karcące spojrzenie matki. Skrzywił się, podszedł i usiadł obok, kładąc dłoń na ramieniu Jenny. - Będzie dobrze, zobaczysz - uśmiechnął się lekko.
Siedziały we dwie na kanapie w salonie. Lucy mocno przytulała do siebie swoją młodszą siostrę, którą cała zapłakana wtulała się w jej ramię. Jenna opowiedziała jej całą historię z kolejną zdradą Ramseya.
W pewnym momencie usłyszały jak ktoś wchodzi do domu i potyka się o walizkę Jenny, którą zostawiły zaraz przy drzwiach.
- Mamo! - zawył Maxi. - Mówiłem, że jutro już posprzątam ten garaż! - dodał i pojawił się w progu dużego pokoju. Wysoki, przystojny, zawsze zadbany i dobrze ubrany brunet, taką opinią cieszył się młody Reeves. Jego matka zawsze powtarzała, że jest odbiciem swojego ojca, ale na szczęście tylko z wyglądu. Henry Reeves od małego był rozpieszczanym i zadufanym w sobie dzieciakiem. Podobał się dziewczynom, a on to wykorzystywał. W takiej sytuacji właśnie znalazła się młoda Lucy, która zaszła w ciąże po jednej przygodzie z tym facetem. Całkowicie skreśliła go ze swojej listy, gdy ten dowiadując się o ciąży, kazał ją jej usunąć. Spotkała go dopiero piętnaście lat później, gdy ten przypomniał sobie o swoim synu. Lucy nie chciała mieć z nim nic wspólnego, ale nie mogła zabronić mu spotykania się z Maxem. Henry od tego czasu przesyła synowi pewną sumkę na konto, jakby chciał zadośćuczynić za tamte wcześniejsze lata. Teraz jest wielkim biznesmenem po dwóch rozwodach, a Max jest jego jedynym dzieckiem. - O, Jenny! - uśmiechnął się, ale po chwili zmienił wyraz twarzy, widząc łzy na policzkach swojej ciotki. - Ostatni raz widziałem cię w takim stanie, gdy Aaron... - przerwał, bo napotkał karcące spojrzenie matki. Skrzywił się, podszedł i usiadł obok, kładąc dłoń na ramieniu Jenny. - Będzie dobrze, zobaczysz - uśmiechnął się lekko.
Dziewczyna otworzyła oczy i zorientowała się, że jest w swoim starym pokoju. W pokoju panował półmrok. Nie pamięta, że przychodziła tutaj sama, więc zapewne zapłakana zasnęła na dole, a tu dotarła zapewne dzięki Maxi'emu. Wstała i po cichu zeszła na dół. Wszędzie było cicho i jakby ani śladu żywej duszy. Wyjrzała przez drzwi tarasowe i zauważyła Maxa, siedzącego na podwieszanym fotelu na tarasie. W dłoni trzymał butelkę piwa i robił coś na swoim telefonie.
- Cześć - uśmiechnęła się lekko i podeszła, a Max przesunął się, robiąc jej miejsce obok siebie.
- Hej, odpoczęłaś?
- Trochę - usiadła. - O co chodziło z tym garażem?
- Nic ważnego - zaśmiał się i machnął ręką. - Sprzątam go już od miesiąca i wczoraj się trochę pokłóciliśmy o to. Zaczęła mówić, że jak mi coś nie pasuje to mogę się wyprowadzić. I jak zobaczyłem tą walizkę to przyznaję, że lekko się wystraszyłem.
- Oj przestań, Max! Lucy nigdy by cię nie wyrzuciła. Jesteś jedynym i najukochańszym facetem w jej życiu - Jenna uśmiechnęła się szeroko. - Ale to nie zmienia faktu, że masz dwadzieścia dwa lata i powinieneś się bardziej przykładać do wszystkiego - dodała i uderzyła go lekko w ramię. - I powinieneś się mnie słuchać, bo zarówno jestem twoją ciotką, starszą siostrą i przyjaciółką - oparła głowę o jego ramię.
- Mama opowiedziała mi o co chodzi - mruknął cicho i upił łyk piwa. - Aaron to skończony palant! A tak go lubiłem...
- Spójrzmy prawdzie w oczy... Nadal go lubisz, bo jest świetnym facetem i kumplem, ale wyszło na to, że nie dla mnie.. - zacięła się. - Nie chcę o tym teraz mówić...
- No dobrze. Wyspałaś się, więc teraz pójdziesz ze mną na imprezę by odreagować - zaśmiał się. - I nie ma odmów.
- Ale Max... - przewróciła oczami, a ten popatrzył na nią z miną zbitego psiaka. - No dobrze, ale nie za długo. I powinniśmy powiedzieć Lucy, że wychodzimy.
- Śpi jak zabita - zaśmiał się. - Jest po dyżurze, więc obudzi się dopiero rano. Sama przecież wiesz jak to z nią jest - puścił do niej oczko. - A teraz uciekaj się przygotować!
Weszli razem do klubu, gdzie Max od razu zaczął uśmiechać się i machać do wszystkich dookoła. Był tutaj stałym bywalcem, więc Jennę wcale to nie zdziwiło. W końcu jeszcze kilka lat temu sama tutaj z nim przychodziła, a później również z Aaronem.
Rozejrzała się. Zmieniło się tutaj. Klub ma nowego właściciela, który rok temu przeprowadził remont, który wyszedł na dobre, bo mają więcej klientów. Tak przynajmniej opowiadał Max. Przy ścianach były wygodne narożniki, na jednej sali stoliki, a na drugiej parkiet i podwyższenie dla DJ'a. Całość łączył długi i kolorowy bar.
Max pociągnął ją właśnie w stronę baru, gdzie stało kilka osób.
- Luke! - zawołał i zaczął witać się z jakimś chłopakiem. Wysoki, przystojny szatyn w jeansach, białej koszuli i marynarce. - Dawno cię tutaj nie było!
- Miałem sporo pracy w lecznicy - uśmiechnął się i spojrzał na Jennę. - Widzę, że nie przyszedłeś sam - dodał i wtedy obok pojawiło się trzy dziewczyny i jeden chłopak. Jen ich znała, bo byli to znajomi Maxa jeszcze ze szkoły.
- Jenny! - zawołali jednocześnie i mocno ją przytulili.
- Dawno cię tutaj nie było! - uśmiechnęła się jedna. - Ale to dobrze, że Max przywlókł cię ze sobą!
- No właśnie - Max znów przyciągnął ją do siebie. - Janna, pamiętasz pana Moseleya? - zapytał, a ta pokiwała głową. No pewnie, że pamiętała! Pan Moseley mieszkał na tym samym osiedlu co oni. Poczciwy staruszek i wdowiec, który prowadził lecznicę dla zwierząt kilka ulic dalej. - To jest Luke, jego wnuczek. Mieszka sobie teraz tutaj i przy okazji odbywa staż u swojego dziadka.
- Kolejny weterynarz w rodzinie? - uśmiechnęła się dziewczyna i wyciągnęła dłoń do niego, a on ją uścisnął. Wtedy dj zmienił piosenkę, na taką, przy której dziewczyny z paczki Maxa tylko zapiszczały i pociągnęły Reeves'a i tego drugiego za sobą na parkiet. Jenna została tam sam na sam z nowo poznanym chłopakiem. - Długo znacie się z Maxem? - zapytała, by jakoś podtrzymać atmosferę.
- Poznaliśmy się na osiedlu zaraz po moim przyjeździe. Jakieś pół roku temu - Skinął głową. - A wy... - zaciął się.
- Nie, nie jestem jego dziewczyną - zaśmiała się cicho i usiadła na krzesełku barowym obok.
- W takim razie, mogę postawić ci drinka? - uśmiechnął się.
- Myślę, że tak - Jenna pokiwała głową. - Maxi przyprowadził mnie tu by się dobrze bawić.
- Więc dobrze trafiłaś. Najpierw zabiorę cię na parkiet do reszty, a później się napijemy - Stwierdził i złapał ją za dłoń, ciągnąc do tańczących. I tu wszystko było prostsze. W tym miejscu nie musiała się martwić czy kogoś zna czy też nie. Zawsze w tym klubie można było się świetnie bawić, zarówno ze swoją paczką jak i nowo poznanymi ludźmi.
Czuła się jak wtedy gdy wprowadzili się wszyscy do Caerphilly, gdy już się zadomowili i zaczęła wychodzić na imprezy ze znajomymi. Późne wracanie, spanie do południa w weekendy, a na szafce nocnej znajdowali zawsze butelki wody, które zostawiała dla nich Lucy zanim wychodziła do pracy. Tak samo było i wtedy. Dziewczyna tego wieczoru, przy znajomych, nawet zapomniała o tym co się stało i dlaczego tu przyjechała, ale nazajutrz niestety wróciła szara codzienność. Wstała wcześniej niż Max postanowiła przygotować dla nich coś do jedzenia na obiad, a jednocześnie cały ten czas przegadała przez telefon z Majką i Tony'm, którzy przecież nic nie wiedzieli. Jenna znów się rozpłakała, ale na szczęście zdołała się uspokoić po krzepiących słowach przyjaciół.
W momencie gdy zszedł jej siostrzeniec, była całkowicie sobą. Bez smutnej miny, bez podkrążonych oczów i łez. Zjedli wspólnie i zostawili porcję dla Lucy. Później wspólnie zagrali na konsoli, a gdy już im się znudziło wyszli na taras. Włączyli muzykę i wystawili głośniki z salonu. Jenna zabrała ze sobą książkę, a Maxi laptopa. Takie nudne, sobotnie popołudnie.
- Halo! - Usłyszeli nagle, więc Max ściszył muzykę pilotem i spojrzeli w kierunku skąd dochodził głos. Z boku domu wyłonił się uśmiechnięty Luke z plastikowym pojemnikiem na ciasta. - Teraz już wiem dlaczego nikt nie odpowiadał na pukanie, a słyszałem muzykę - zaśmiał się i zauważył obecność dziewczyny.
- Siema, Luke - wyszczerzył się Maxi, podniósł się i przywitał z kolegą, ściskając z nim dłoń.
- Dziadek wysłał mnie z tym, bym odniósł to twojej mamie - odparł młody weterynarz i odłożył pojemnik na stolik. - Cześć, Jenna. Nie wiedziałem, że tutaj będziesz - zwrócił się do niej.
- Na chwilę obecną tutaj mieszkam - zaśmiała się cicho. Maxi usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, a Luke usiadł obok.
- Mogę was o coś zapytać? - Przymrużył powieki. - Wczoraj przyszliście razem, ale nie jesteście parą. Razem mieszkacie więc... Kim dla siebie jesteście? - zapytał, a ci popatrzyli się na siebie i zaczęli śmiać.
- W sumie... - Maxi podrapał się po podbródku. - Można powiedzieć, że wszystkim jednocześnie - dodał, a Luke zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę.
- Jestem siostrą Lucy - odpowiedziała w końcu Jenna.
- Stary, ogarnij to! Mam ciotkę, która jest ode mnie tylko rok starsza - Maxi nadal się śmiał. - Ale ma to też swoje plusy, bo jesteśmy jak rodzeństwo i zawsze się kryjemy - dodał zadowolony.
- To dlatego wszyscy cię tutaj znają! - zauważył Moseley i skierował wzrok na Jennę, która pokiwała głową.
- Jenna! - Usłyszeli wszyscy i spojrzeli w stronę ogrodu z drugiej części bliźniaka, gdzie stał wyszczerzony Josh, brat Aarona. - Dlaczego ja nic nie wiem, że jesteś w mieście?! - Zawołał, a Jenna z lekkim uśmiechem wstała i podeszła do niewysokiego płotka, który dzielił ogrody. Tego samego, który kilka lat temu Aaron przeskakiwał bez problemu by tylko szybciej znaleźć się przy młodszej Mills. Tym razem przy płocie stała jego młodsza wersja, jego brat, do którego podeszła i przytuliła. To z Aaronem się pokłóciła, a nie z Joshem i jego rodzicami, więc stosunek do nich pozostał taki sam. Uwielbiała ich.
- Tak wyszło - Wzruszyła ramionami. - Bardzo się cieszę, że cię widzę, Josh!
- Ja tak samo - dodał. - Przyjdź do nas później. Rodzice bardzo się ucieszą, że jesteś - powiedział. - Ja teraz muszę lecieć, bo jestem umówiony, ale później masz wpaść!
- No dobrze, dobrze - uśmiechnęła się. - Zauroczą ją! - Pokazała mu język, gdy ten zaczął się oddalać.
- A skąd ty wiesz, że idę na randkę?!
- Musiałabym cię nie znać - Puściła do niego oczko, po czym oboje się roześmiali. Josh poszedł w swoją stronę, a Jenna wróciła na swój podwieszany fotel do chłopaków.
- Masz zamiar udawać, że wszystko gra? - zapytał nagle Max.
- Nie wiem.. - mruknęła. - Nie chcę się znów nad tym wszystkim użalać.
- O co chodzi? - Luke zmarszczył brew.
- Czeeekaj - Przeciągnął Max i zaczął coś wyszukiwać w laptopie. - Mam! - zawołał i pokazał mu zdjęcie Jenny i Aarona na jednej z gali. Razem, obok siebie, patrzący sobie prosto w oczy, a miłość aż od nich uderzała. - Moja ukochana ciocia była... jest, bo już w sumie sam nie wiem, z Aaronem Ramseyem z Arsenalu, synem moich sąsiadów. Pożarli się i dlatego Jenna tutaj jest. Ot cała historia - mówił Max, a Jenna zmierzyła go wzrokiem.
- Nie jestem z Aaronem i już nie mam zamiaru z nim być - syknęła, znów obrzuciła siostrzeńca zabójczym spojrzeniem i wróciła do domu, trzaskając tarasowymi drzwiami. Panowie odprowadzili ją wzrokiem i na dźwięk trzaskających drzwi aż podskoczyli, po czym spojrzeli po sobie.
- Jenny! - zawołali jednocześnie i mocno ją przytulili.
- Dawno cię tutaj nie było! - uśmiechnęła się jedna. - Ale to dobrze, że Max przywlókł cię ze sobą!
- No właśnie - Max znów przyciągnął ją do siebie. - Janna, pamiętasz pana Moseleya? - zapytał, a ta pokiwała głową. No pewnie, że pamiętała! Pan Moseley mieszkał na tym samym osiedlu co oni. Poczciwy staruszek i wdowiec, który prowadził lecznicę dla zwierząt kilka ulic dalej. - To jest Luke, jego wnuczek. Mieszka sobie teraz tutaj i przy okazji odbywa staż u swojego dziadka.
- Kolejny weterynarz w rodzinie? - uśmiechnęła się dziewczyna i wyciągnęła dłoń do niego, a on ją uścisnął. Wtedy dj zmienił piosenkę, na taką, przy której dziewczyny z paczki Maxa tylko zapiszczały i pociągnęły Reeves'a i tego drugiego za sobą na parkiet. Jenna została tam sam na sam z nowo poznanym chłopakiem. - Długo znacie się z Maxem? - zapytała, by jakoś podtrzymać atmosferę.
- Poznaliśmy się na osiedlu zaraz po moim przyjeździe. Jakieś pół roku temu - Skinął głową. - A wy... - zaciął się.
- Nie, nie jestem jego dziewczyną - zaśmiała się cicho i usiadła na krzesełku barowym obok.
- W takim razie, mogę postawić ci drinka? - uśmiechnął się.
- Myślę, że tak - Jenna pokiwała głową. - Maxi przyprowadził mnie tu by się dobrze bawić.
- Więc dobrze trafiłaś. Najpierw zabiorę cię na parkiet do reszty, a później się napijemy - Stwierdził i złapał ją za dłoń, ciągnąc do tańczących. I tu wszystko było prostsze. W tym miejscu nie musiała się martwić czy kogoś zna czy też nie. Zawsze w tym klubie można było się świetnie bawić, zarówno ze swoją paczką jak i nowo poznanymi ludźmi.
Czuła się jak wtedy gdy wprowadzili się wszyscy do Caerphilly, gdy już się zadomowili i zaczęła wychodzić na imprezy ze znajomymi. Późne wracanie, spanie do południa w weekendy, a na szafce nocnej znajdowali zawsze butelki wody, które zostawiała dla nich Lucy zanim wychodziła do pracy. Tak samo było i wtedy. Dziewczyna tego wieczoru, przy znajomych, nawet zapomniała o tym co się stało i dlaczego tu przyjechała, ale nazajutrz niestety wróciła szara codzienność. Wstała wcześniej niż Max postanowiła przygotować dla nich coś do jedzenia na obiad, a jednocześnie cały ten czas przegadała przez telefon z Majką i Tony'm, którzy przecież nic nie wiedzieli. Jenna znów się rozpłakała, ale na szczęście zdołała się uspokoić po krzepiących słowach przyjaciół.
W momencie gdy zszedł jej siostrzeniec, była całkowicie sobą. Bez smutnej miny, bez podkrążonych oczów i łez. Zjedli wspólnie i zostawili porcję dla Lucy. Później wspólnie zagrali na konsoli, a gdy już im się znudziło wyszli na taras. Włączyli muzykę i wystawili głośniki z salonu. Jenna zabrała ze sobą książkę, a Maxi laptopa. Takie nudne, sobotnie popołudnie.
- Halo! - Usłyszeli nagle, więc Max ściszył muzykę pilotem i spojrzeli w kierunku skąd dochodził głos. Z boku domu wyłonił się uśmiechnięty Luke z plastikowym pojemnikiem na ciasta. - Teraz już wiem dlaczego nikt nie odpowiadał na pukanie, a słyszałem muzykę - zaśmiał się i zauważył obecność dziewczyny.
- Siema, Luke - wyszczerzył się Maxi, podniósł się i przywitał z kolegą, ściskając z nim dłoń.
- Dziadek wysłał mnie z tym, bym odniósł to twojej mamie - odparł młody weterynarz i odłożył pojemnik na stolik. - Cześć, Jenna. Nie wiedziałem, że tutaj będziesz - zwrócił się do niej.
- Na chwilę obecną tutaj mieszkam - zaśmiała się cicho. Maxi usiadł na swoim wcześniejszym miejscu, a Luke usiadł obok.
- Mogę was o coś zapytać? - Przymrużył powieki. - Wczoraj przyszliście razem, ale nie jesteście parą. Razem mieszkacie więc... Kim dla siebie jesteście? - zapytał, a ci popatrzyli się na siebie i zaczęli śmiać.
- W sumie... - Maxi podrapał się po podbródku. - Można powiedzieć, że wszystkim jednocześnie - dodał, a Luke zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę.
- Jestem siostrą Lucy - odpowiedziała w końcu Jenna.
- Stary, ogarnij to! Mam ciotkę, która jest ode mnie tylko rok starsza - Maxi nadal się śmiał. - Ale ma to też swoje plusy, bo jesteśmy jak rodzeństwo i zawsze się kryjemy - dodał zadowolony.
- To dlatego wszyscy cię tutaj znają! - zauważył Moseley i skierował wzrok na Jennę, która pokiwała głową.
- Jenna! - Usłyszeli wszyscy i spojrzeli w stronę ogrodu z drugiej części bliźniaka, gdzie stał wyszczerzony Josh, brat Aarona. - Dlaczego ja nic nie wiem, że jesteś w mieście?! - Zawołał, a Jenna z lekkim uśmiechem wstała i podeszła do niewysokiego płotka, który dzielił ogrody. Tego samego, który kilka lat temu Aaron przeskakiwał bez problemu by tylko szybciej znaleźć się przy młodszej Mills. Tym razem przy płocie stała jego młodsza wersja, jego brat, do którego podeszła i przytuliła. To z Aaronem się pokłóciła, a nie z Joshem i jego rodzicami, więc stosunek do nich pozostał taki sam. Uwielbiała ich.
- Tak wyszło - Wzruszyła ramionami. - Bardzo się cieszę, że cię widzę, Josh!
- Ja tak samo - dodał. - Przyjdź do nas później. Rodzice bardzo się ucieszą, że jesteś - powiedział. - Ja teraz muszę lecieć, bo jestem umówiony, ale później masz wpaść!
- No dobrze, dobrze - uśmiechnęła się. - Zauroczą ją! - Pokazała mu język, gdy ten zaczął się oddalać.
- A skąd ty wiesz, że idę na randkę?!
- Musiałabym cię nie znać - Puściła do niego oczko, po czym oboje się roześmiali. Josh poszedł w swoją stronę, a Jenna wróciła na swój podwieszany fotel do chłopaków.
- Masz zamiar udawać, że wszystko gra? - zapytał nagle Max.
- Nie wiem.. - mruknęła. - Nie chcę się znów nad tym wszystkim użalać.
- O co chodzi? - Luke zmarszczył brew.
- Czeeekaj - Przeciągnął Max i zaczął coś wyszukiwać w laptopie. - Mam! - zawołał i pokazał mu zdjęcie Jenny i Aarona na jednej z gali. Razem, obok siebie, patrzący sobie prosto w oczy, a miłość aż od nich uderzała. - Moja ukochana ciocia była... jest, bo już w sumie sam nie wiem, z Aaronem Ramseyem z Arsenalu, synem moich sąsiadów. Pożarli się i dlatego Jenna tutaj jest. Ot cała historia - mówił Max, a Jenna zmierzyła go wzrokiem.
- Nie jestem z Aaronem i już nie mam zamiaru z nim być - syknęła, znów obrzuciła siostrzeńca zabójczym spojrzeniem i wróciła do domu, trzaskając tarasowymi drzwiami. Panowie odprowadzili ją wzrokiem i na dźwięk trzaskających drzwi aż podskoczyli, po czym spojrzeli po sobie.
***
Jest kolejny rozdział :)
I czekam na Wasze komentarze, bo to motywuje nie tylko do pisania, a też i do dodawania :)